"Jedyny pirat na imprezie" Lindsey Stirling
Wydawnictwo Feeria Young
Tytuł dla wielu może okazać się mylący. Mnie, przyznam wyobraźnia zmyliła. Pirat, impreza, nie, to na pewno nie dla mnie, pomyślałam. A tymczasem, książka to biografia młodej skrzypaczki, wokalistki i tancerki. Delikatnej, filigranowej, wrażliwej osóbki, ale jednak silnej psychicznie i duchowo a przy tym niesamowicie szalejącej na scenie.
Książka została podzielona na trzy części. Pierwsza przedstawia nam dzieciństwo i okres nastoletni, następna odkrywa przed nami trudną i usłaną niespodziankami drogę do sukcesu, natomiast ostatnia przedstawia fragmenty z życia artystki. Wszystko podane w sposób przystępny, prosty, często dowcipny. Nie ma zbędnych, rozciągłych opisów a tym samym czytanie nam się nie dłuży. Poznajemy bogate przeżycia Lindsey już od najmłodszych lat, jej zaradność, pomysłowość, motywację. Pierwsze przyjaźnie, związki i wpadki z tym związane. A nawet towarzyszymy Lindsey w problemach zdrowotnych związanych z zaburzeniami odżywiania. Przyglądamy się jej trudnej walce z demonami.
"Po raz pierwszy zwróciłam uwagę na ten lęk i zdałam sobie sprawę, że nie zawsze tak myślałam o jedzeniu. Nie zawsze miałam taką obsesję, nie zawsze się go bałam"
Czy uda się jej je pokonać? Przecież to tak nierówna walka. Na szczęście ma przyjaciół a także mamę, która nie traci głowy, i wie jak należy wesprzeć córkę.
Najbardziej ujęła mnie niezwykła skromność i szczerość autorki. Nie koloryzuje, nie czaruje, jeśli ktoś potraktował ją źle, zakpił z niej, czy wytknął brak talentu, ona o tym pisze. Nie twierdzi, że ją to nie zabolało. Owszem dotknęło i to bardzo, ale życie toczy się dalej i trzeba iść na przód. Z każdego negatywnego przeżycia potrafi wyciągnąć lekcję dla siebie, wysnuć konstruktywne wnioski.
"Wiem, że są skrzypkowie, którzy potrafią grać czyściej, trzymają lepsze vibrato, mają lepszą intonację niż ja. Grają Mendelsohna, Czajkowskiego i Bartoka znacznie lepiej i poprawniej. Podziwiam ich talent. Ale ja też mam talenty. Mam swoje mocne strony, które nie są do końca zbieżne z mocnymi stronami Royal Philharmonic czy Bocellego, i staram się jakoś z tym żyć"
"Nie Każdemu musi się podobać moja muzyka, tak jak nie każdy lubi czekoladę - co dla mnie jest zdumiewające - ale nigdy nie widziałam marsów uciekających z półek ze wstydem"
Na czym polega jej skromność? Między innymi na tym, że jeździ mocno wysłużoną toyotą z 2002 roku i uważa, że nie ma potrzeby by ją zamienić na lepszy model. Niby, dlaczego miałaby to zrobić? Tylko dlatego, że ją na to stać? Nie, to wbrew jej wartościom. Odzywa się również sentyment - przecież tak wiele razem przeszły. Zmieni, owszem, ale tylko wtedy, gdy ta całkowicie odmówi posłuszeństwa, czyli stanie i się więcej nie ruszy.
Taka właśnie jest Lindsey.
Z książki dowiecie się jak wiele przeszła by osiągnąć to, co osiągnęła. Cała jej droga do sukcesu to, jak sama pisze, wielka krzywa, po której ślizgała się w górę i dół. Do tego życie z dala od rodziny, często jedynie w towarzystwie samych mężczyzn, ciężka praca i nieprzespane noce. Ale okazuje się, że właśnie to kocha.
"Z początku martwiłam się, że znienawidzę jeżdżenie w trasy, bo lubię stałość. Jestem typem domatorki. Nie wiedziałam jednak, że poza podróżowaniem wszystko w trasie jest niezwykle stałe. To jak w Dniu Świstaka. Każdego dnia pracuję z tymi samymi ludźmi, jem to samo, daję ten sam występ. Jedynie wolna niedziela czyni dzień tygodniem. Poza tym wszystko zamienia się w szereg dni, które są niemalże identyczne. Uwielbiam to."
Całość wzbogacona jest czarno-białymi zdjęciami z różnych okresów życia skrzypaczki a na deser kolorowa wkładka fotografii z koncertu. Każdy fan z pewnością będzie zachwycony, gdy sięgnie po tę pozycję. Natomiast osoby, które nie znają jeszcze tej cudownej postaci, jaką jest Lindsey Stirling będą miały okazję ją poznać i same ocenić, kim jest w ich oczach.
Dodam od siebie, że, mimo iż książka wydała mi się być adresowana do młodziutkich czytelników, to jednak bardzo się cieszę, że miałam przyjemność przeczytać tę biografię i poznać tak ciekawą osobę. Dopiero po zapoznaniu się z treścią sięgnęłam do kanału You Tube by zapoznać się z twórczością Lindsey i powiem Wam: jestem poruszona. Ogromne wrażenie zrobił na mnie pierwszy teledysk, który sobie włączyłam i gorąco Wam polecam, naprawdę z całego serca, zerknijcie:
W teledysku wykorzystano lodowe zamki w Colorado, stworzone przez Brenta Christiansa, służące, jako domy wypoczynkowe.
A jeśli Wam się spodoba tak jak mnie, zerknijcie, proszę jeszcze na to:
A później podzielcie się za mną emocjami i zdradźcie mi czy znacie tą postać, czy czytaliście książkę, a może dopiero przeczytacie?